Znowu mnie natchnęło

Jakiś czas temu dałam sobie do zakładek w mojej przeglądarce zdjęcie tej dziewczynki. Pomyślałam, że jak kiedyś będę miała czas, to ją narysuję... no i nadszedł ten czas... Powiem wam, że obawiałam się jak mi ten powrót do rysowania (po 20 latach od liceum plastycznego) wyjdzie. Jednak to tak, jak z jazdą na rowerze - tego się nie zapomina. Najważniejsze jest to, że sprawia mi to przyjemność i odpoczywam od całego harmidru jaki towarzyszy mi cały dzień.



Dzieciaki wczoraj dawały do wiwatu. Nie wiem, czy to przez pogodę, czy po prostu miały zły dzień. Najpierw starcie z moją  "drugorodną" córką, która zaplanowała sobie, że pojedzie z młodszą o rok od niej sąsiadką do kina - do Wrocławia. (około 100 km od nas). Same! Na seans o 18.00 i potem same wrócą... Ale sobie wymyśliły! Kogo jak kogo, ale te dwie kundzie, to bym same nigdzie nie puściła! Moja latorośl ma takie wyczucie w terenie, że jeszcze niedawno potrafiła dzwonić z miasta i mówić, że nie wie jak wrócic do domu:
- Mamo.. ja jestem koło takiego znaku, jak ja teraz mam iść? - pytała.
- Koło jakiego znaku? - dopytywałam się.
- No koło tego sklepu. - odpowiadała elokwentnie.
No i jak ja tą moją zagubiona owieczkę mam puścić do Wrocławia z młodszą psiapsiółką??? Wprawdzie była we Wrocławiu nie raz, ale zawsze z kimś i wszędzie ją wożono autem. Długo trwało zanim zrozumiała, że to co mówimy jest nieodwołalne... Płakała, jęczała, odgrażała się nawet, że ucieknie w takim razie, co my skwitowalismy krótkim:
 - Proszę bardzo! A my zadzwonimy na policję i zgarną cię zaraz po wyjściu z autobusu.
Ale była zdziwiona. Trochę nas to z mężusiowatym bawiło, chociaż wiem, że dla niej to wielka tragedia. Odłożyła sobie nawet pieniądze na to i nie wydaje ich od 2 tygodni, co u niej jest wielkim wyczynem! Wieczorem porozmawiałam z moja pierworodną córcią, czy nie pojechała by z nimi, ale do Opola (50 km). Te dwie kundzie, też już działały w tym kierunku.
 - Mamuś, one się mnie już pytały, czy z nimi pojadę. Powiedziały, że dadzą mi  nawet na bilet na pociąg, ale na kino już nie. I co, ja mam przez dwie godziny siedzieć na ławce jak one będą w kinie, ale agentki.
- Pomyślimy jeszcze o tym córciu. Na razie to się cieszę, że do nich dotarło, że samotna eskapada nie wchodzi w grę.
Potem mój synek robił cyrki przy rosołku. Kupiłam nowy makaron - gniazdka do rosołu. Chciałam wypróbować coś innego. No i makaron był pyszny, ale długi niczym nitki spagettii. Śmialiśmy się wszyscy, jak zaczęliśmy jeść i makaron zwisał nam z ust.
- Ok. - powiedziałam po chwili.- Macie dzisiaj pozwolenie na siorbanie!
Nie skończyłam mówić, jak mój mężusiowaty i najmłodszy synek zaczęli siorbać, że hej!!! Starszy syneczek za to się obraził! Bo makaron za długi, bo rosół za gorący, bo on nie wie jak to jeść... tysiąc problemów. Więc powiedzieliśmy mu, że jak nie zje, to nie będzie mógł zjeść hot-dogów, które dla nich zrobiłam na drugie danie. Poszedł do pokoju, wyzłościł się i wrócił za 10 minut, zagrzał rosołek i zjadł - bez problemu już!
Od dawna mieliśmy z naszymi dziećmi taką taktykę, że wysyłaliśmy ich do miejsca odosobnienia, żeby tam robili cyrki i szlochali. Dziwnym trafem takie scysje trwały o niebo krócej niż te, które miały widownię! Doszło do tego, że jak mój synek  kiedy zaczynał płakać i robić awantury od razu biegł do swojego pokoju, po czym wracał po krótkiej chwili i mówił:
- Już się uspokoiłem...
Wprawiał w tym w osłupienie niejednych gości i rodzinę. 
Szkoda, że to już nie działa na moje córki.. Bo te jak zaczną jazgotać, to nie dosyć, że nie można ich zatrzymać, to jeszcze nie chcą do pokoju swojego pójść... 
Ale nikt mi nie obiecywał, że wychowanie dzieci ( i to do tego czwórki) będzie łatwe.... :)

4 komentarze:

Kamila pisze...
5 sierpnia 2013 23:24

:D czytam i się uśmiecham sama do siebie, tak barwnie opisujesz życie Waszej rodzinki...a rysuneczek bardzo ładny, masz talent.

Unknown pisze...
6 sierpnia 2013 00:00

Życie nie raz nas rozbawiło do łez, chociaż czasami i doprowadza nas do łez - tak to już jest :), ale dzięki za uznanie Kamilko.

Anonimowy pisze...
7 sierpnia 2013 06:32

Widziałam i podziwiałam wiele Twoich wyczynów artystycznych ale to że rysujesz i to tak ładnie to dla mnie nowość. Czy jest coś za co sie zabierzesz i Ci nie wychodzi?;-) A co się tyczy perypetii rodzinnych to ja w dalszym ciągu czekam na poradnik wychowania dzieci Twojego autorstwa-nie odpuszcze B-)pozdrawiam gorąco... Angelika

Unknown pisze...
7 sierpnia 2013 06:47

Ależ oczywiście nie wychodzi mi wiele spraw... niestety. Ale ja się nie zrażam :) Nie jesteś pierwsza, która mnie namawia na napisanie książki... chyba będę musiała o tym poważnie pomyśleć.. :) Uściski.

Prześlij komentarz