Jak wychować syna 

na prawdziwego mężczyznę?

 
 Zawsze wychodziłam z założenia, że dzieci nie wychowujemy dla siebie tylko dla przyszłego współmałżonka - czyli naszych zięciów i synowych. Nie myślcie jednak, że już od kołyski przyświecała mi taka idea wychowawcza... oj nie. :) Cieszyłam się moimi dzieciakami i czerpałam z ich słodkości ile wlezie.  Były moimi słodkimi, malutkimi dzieciaczkami. Teraz jednak przestały być już słodkie i malutkie..  i muszę się przyznać, że trochę tęsknię za tym czasem, bo dopiero uczę się być mamą dwóch dorastających chłopców i dwóch dorosłych córek. Podczas dorastania dziewczyn  przeżywałam trochę rozterek i stresu i tylko mój mężuś trzymał mnie przy zdrowych zmysłach. Miał na mnie niezawodny sposób: kiedy dziewczyny mnie nawkurzały tak, że nie chciałam już na nie patrzeć, włączał mi nagrania kiedy były malutkie i mówił:
 - Widzisz kochanie, to nasze słodkie dziewczynki... Popatrz jakie fajne...
No i jak tu się gniewać.. rozbrajał mnie tym zupełnie i choć jeszcze się boczyłam na te moje "małe" paskudy, gniew rozwiewał się jak poranna mgła.
Chłopcy to zupełnie inna historia. Testosteron czasami uszami im wychodzi, a mnie uszami wychodzą ich ciągłe bitwy i potyczki. Jak dwa koguty na ringu. Ciągła rywalizacja i porównywanie się. Z dziewczynami wiedziałam jak postępować bo sama jestem dziewczyną jakby nie było. :) Jednak faceci to są z innej bajki i  ciągle głowiłam się jak ich nauczyć bycia jednocześnie męskim i odpowiedzialnym jak i wrażliwym i ciepłym. Na pierwszy rzut poszła samodzielność - to trochę było wymogiem chwili, bo przy czwórce dzieci nie mogłam sobie pozwolić na pieszczenie się i rozczulanie nad każdym dzieckiem. Więc musieli sobie radzić. Dziewczyny już w II-III klasie podstawówki same wstawały, ubierały się, robiły śniadanie i kanapki do szkoły; nie widziałam więc przeszkód, żeby i moi synowie nie mogli tego robić. Czasami  oczywiście zapomnieli  wziąć kanapek czy picia i wtedy byli głodni i spragnieni. Dobra lekcja. Czasami oczywiście zapomnieli wyłączyć światła, albo zamknąć drzwi na klucz, ale z każdym dniem i tygodniem szło im coraz lepiej. Uczę ich stopniowo sprzątania, gotowania i innych czynności domowych, by mnie kiedyś synowa nie "przeklinała", że wychowałam nieroba. Śmiejemy się z mężem, że w wieku 10-12 lat nasi synowie umieją gotować na poziomie studenckim: zrobić jajecznicę, tosty, ugotować parówki, czy jajko na miękko; zalać wrzątkiem zupkę chińską czy podgrzać pizzę w piekarniku. Mam nadzieję, że kiedy naprawdę będą w wieku studenckim ich poziom zdolności kulinarnych ( i nie tylko) wzniesie się na wyżyny. :)
Całe te rozważania wywołała śmieszna sytuacja w moim domu, w zeszłą sobotę:
Starsza córcia chciała coś wytrzeć do sucha i poprosiła:
- Kubuś, podaj mi, proszę, czystą ściereczkę.
Jego starszy brat jednak był szybszy i szybko skoczył do koszyka ze ściereczkami i przyniósł jej jedną.
- To mnie Justynka poprosiła - zamiałczał rzewnie Kubuś.
- Ale ja byłem pierwszy! - ripostował Paweł.
- To ja miałem jej podać! - ciągnął dalej Kubeczek i oczywiście przyniósł Justynce "swoją" ściereczkę.
Przyglądałam się tej sytuacji z uśmiechem na ustach i powiedziałam.
- Tak właśnie powinno być: Kobieta czegoś zapragnie a mężczyźni powinni prześcigać się w wypełnianiu jej pragnień. Tak trzeba postępować ze swoją kobietą.
- Ale ja nie mam swojej kobiety - powiedział poważnie mój 10-letni synek.
Kiedy skończyłam się śmiać, odpowiedziałam:
- Ale kiedyś będziesz miał, a póki co możesz trenować bycie dżentelmenem na mamie i siostrach...
Nigdy nie jest za wcześnie na taką edukację. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz