Śniadanie i inne niespodzianki na Dzień Matki

Wczoraj dostałam do łóżka śniadanie od mojej najstarszej córeczki. Pyszne grzaneczki z serem mozzarella, pomidorami i listkami bazylii - wspólnie dzielimy miłość do tych kanapek (nota bene ja też jej zrobiłam takie śniadanie w dniu jej urodzin, ale nie do łóżka). Do tego aromatyzowana pomarańczą zielona herbata i dzień jest piękniejszy już na samym jego początku. A to oczywiście nie koniec niespodzianek...


Reszta dzieciaczków też o mnie nie zapomniała.... no może najmłodszy synek trochę...

Siedział ze mną rano na sofie i oglądał poranny program DDTVN. W pewnej chwili a ekranie pojawił się reportaż o mamach i celebryci oraz "zwykli" ludzie składali życzenia swoim mamom. Kątem oka widzę, że mój synek się rozgląda i zerka na mnie, co ja na to. Po jakimś czasie odwraca się do mnie z szelmowskim uśmiechem i mówi:
 - Wszystkiego najlepszego mamo z okazji Dnia Matki...
- Co zapomniało Ci się i telewizja Ci przypomniała? - śmiałam się cąłując go w nos i przytulając mocno.
 - No tak, ale prezent dostaniesz na przedstawieniu, dobrze?
 - Dobrze, dobrze - powiedziałam - Tylko nie zapomnij powtórzyć wierszyka.
 - Tak, oczywiście mamusiu. - obiecał.
On poszedł do szkoły a ja pojechałam do mojej kochanej teściówki złożyć jej życzenia i dać prezent. Po powrocie ze szkoły moje dzieci kontynuowały obdarowywanie mnie niespodziankami. Starszy synek dał mi śliczną laurkę i wielkie czerwone serduszko, starsza córci a dołożyła jeszcze do śniadania piękną różyczkę. Od młodszej córci dostałam krem do rąk, olejek pod prysznic i wieeelkie czerwone jabłuszko - Red Delicious. Młodszy synek dał mi przed wyjściem na przedstawienie czekoladowe ptasie mleczko (które wcinali wszyscy jak wlezie!) a na przedstawieniu czekała mnie największa niespodzianka! I nie powiem że najmilsza...
Mój synek jako jedyny z klasy odmówił powiedzenia wierszyka do mikrofonu. Kiedy dostał do ręki rzeczony przedmiot, zaczął nim wywijać w kierunku pani i mówić, że on nie będzie mówił do mikrofonu, bo wtedy ma inny głos.
Pani (doświadczony pedagog) powiedziała, że w taki razie może mówić bez mikrofonu. No i zaczął.. ale po pierwszej linijce zaciął się i nie ruszył ani w przód ani w tył. Masakra. Pani zaproponował mu swoją ściągę i powiedziała, żeby po prostu przeczytał.
Myślałam, że się pod ziemię zapadnę!
Kiedy wracając, obdarowana różyczką i laurką, zapytałam co się stało, odpowiedział poważnym głosem:
- Po prostu się zestresowałem, mamusiu....
I jak tu go nie kochać!

0 komentarze:

Prześlij komentarz